21 lipca 2018

053. Wsi spokojna, wsi wesoła.

Przeprowadzkę do Poznania, znalezienie stałej pracy i uniezależnienie się od rodziców planuję właściwie odkąd rozpoczęłam studia. Różne czynniki sprawiły, że wciąż nie jest to możliwe i póki co jestem zmuszona pozostać w rodzinnej wsi. I choć całym sercem wyrywam się do wielkiego miasta, nadal potrafię docenić urok mojej miejscowości, która pełna jest pól, lasów i stawów. Jako miłośniczka przyrody nierzadko wybieram się na spacery po okolicy. Zdałam sobie sprawę, jak wiele korzyści wynika z przebywania na świeżym powietrzu, dlatego staram się każdego dnia spędzać poza domem chociaż kilka minut. I nie mam tu na myśli jedynie pożytku dla zdrowia czy kondycji. Uprawianie sportu wśród natury pozwala mi przede wszystkim oczyścić umysł, zapomnieć na chwilę o problemach i pozbyć się negatywnej energii. Po paru godzinach spędzonych przed ekranem komputera nie ma nic lepszego, niż przechadzka po polnych ścieżkach, za towarzysza mając jedynie telefon z ulubioną muzyką oraz sielskie krajobrazy, które latem są jeszcze piękniejsze, niż zwykle.


Jeśli już o ulubionej muzyce mowa: Vance Joy - Like Gold
A zaraz zmykam na kolejny spacer - w końcu muszę się porządnie odstresować przed rozpoczęciem stażu w poniedziałek. Trzymajcie kciuki!

16 lipca 2018

052. Nie taki diabeł straszny?

Nigdy nie byłam specjalnie odważna. Odkąd pamiętam trzymałam się raczej z boku, w cieniu, nie podejmowałam ryzyka, nie próbowałam nowych rzeczy, pozostawałam w swojej nudnej, acz bezpiecznej strefie komfortu. Głupio przyznać, ale przez 24 lata niewiele się w tej kwestii zmieniło i nadal podchodzę z ogromnym dystansem do wszelkich zmian i życiowych wyzwań. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, z czego to wynika i jaki ma na mnie wpływ. Doszłam do niezbyt pocieszających wniosków - nastawienie pt. "nie ma co próbować, przecież tyle rzeczy może pójść nie tak, dobrze mi tu, gdzie jestem" sprawia, że omija mnie mnóstwo ciekawych doświadczeń. Nie wiem, skąd wzięło się u mnie to przesadne analizowanie sytuacji i wieczne pisanie czarnych scenariuszy. Logika podpowiada, że ludziom jednak czasem się coś udaje, a zatem dlaczego nie miałoby udać się i mnie? I kiedy wreszcie to do mnie dociera i już prawie, prawie robię ten wielki krok, mój mózg niszczy wszystko.


Zdaję sobie sprawę, że negatywne nastawienie zupełnie tutaj nie pomaga, a wręcz szkodzi - kiedy człowiek z góry zakłada porażkę i problemy, prawdopodobieństwo sukcesu dramatycznie spada. Mam tego świadomość. Wiem, że świat należy do odważnych, bez ryzyka nie ma zabawy, najtrudniejszy pierwszy krok i tak dalej. A mimo to nie potrafię się przemóc. Najgorsze jest to, że panika i strach pojawiają się nie tylko przy poważnych, życiowych decyzjach, lecz także w nieistotnych sytuacjach dnia codziennego. Jestem przerażona na myśl o moim dorosłym życiu, które przyniesie kolejne doświadczenia, dylematy, wybory i wielką odpowiedzialność. Jak mam się na to przygotować? Co zrobić, abym chętniej przejmowała inicjatywę, próbowała nowych rzeczy, rozwijała się i cieszyła z osiągniętych sukcesów, zamiast wiecznie analizować potencjalne niepowodzenia? Póki co nie znalazłam odpowiedzi na te pytania.

Cała powyższa refleksja wynika z mojej obecnej sytuacji życiowej. Dostałam się mianowicie na 3-miesięczny staż. Oczywiście cieszę się z możliwości, jakie się przede mną otwierają, boję się jednak, że sobie nie poradzę. Brakuje mi doświadczenia, a nie chciałabym przez to nikogo zawieść. Na tę chwilę chyba po prostu zawodzę samą siebie, nie dostrzegając własnych zalet. 

Et voilà, wylałam swoje żale, pomarudziłam i oczyściłam nieco umysł z negatywnej energii. Teraz może być już tylko lepiej.

Zainspirowana serialem BoJack Horseman. Oberhofer - Sea of dreams

13 lipca 2018

051. Czerwiec w obiektywie

Cóż, nie będzie to wpis typowy dla tego bloga. Dotychczas rzadko dzieliłam się tutaj moimi zdjęciami. Pomyślałam jednak, że skoro słowne podsumowanie minionego roku zawarłam w jednym zdaniu, wypadałoby to czymś zrekompensować. Często obrazy wyrażają więcej, niż słowa i liczę, że w tym wypadku będzie podobnie. Zapraszam zatem na wspominki z czerwca, przedstawione w nieco bardziej graficznej formie.

Większość wolnego czasu upłynęła mi na spacerach po okolicy. Mieszkając na wsi mam dość spore pole do popisu, wokół mnóstwo jest uroczych zakątków, lasów i parków, do których warto się wybrać. Podczas wieczornych przechadzek zrobiłam jakiś MILION zdjęć - chyba jestem zbyt wrażliwa na piękno przyrody.


W czerwcu trwał jeszcze rok akademicki (jego najbardziej intensywny okres), a zatem sporo czasu spędzałam również w Poznaniu, w okolicach mojej uczelni. Choć umysł miałam pochłonięty głównie nauką, kilka razy udało mi się wyrwać na kawę/piwo ze znajomymi i nieco odreagować.


Weekendy spędzałam dość kreatywnie i aktywnie - czytając, rysując, piekąc, biegając, a nawet tworząc świnki z origami ;).


A kiedy sesja wreszcie dobiegła końca, nadszedł czas na mój wakacyjny wyjazd. W tym roku wybrałam się wraz z chłopakiem do Amsterdamu, gdzie odwiedziliśmy wspólnego znajomego. Miasto okazało się urocze, pełne pięknych budynków i parków, a przede wszystkim ROWERÓW. Polecam gorąco, jeśli ktoś lubi miejsca tętniące życiem, bogate w atrakcje i miłe dla oka.


Czerwiec minął mi szybko i dość przyjemnie, o czym, mam nadzieję, świadczą powyższe zdjęcia. Oby lipiec okazał się równie sympatyczny.

W słuchawkach: Sufjan Stevens - Casimir Pulaski Day

10 lipca 2018

050. Przeszłość, przyszłość, teraźniejszość.

W zasadzie nie wiem, od czego zacząć. Doszłam do wniosku, że ja i mój blog to klasyczny przykład love-hate relationship. Z jednej strony potrafię rzucić to wszystko w cholerę na ponad rok. Z drugiej jednak strony nie mam serca tego bloga usunąć, bo wiem, że w końcu tutaj wrócę. I rzeczywiście -  oto jestem! Tym razem chyba padłam ofiarą wakacyjnej nudy i pod wpływem impulsu postanowiłam dać znać, że żyję. Prawdopodobnie powinnam jakoś podsumować te minione miesiące, wspomnieć o tym, co było przyjemne, a co mniej, co nowego odkryłam, czego doświadczyłam, kogo spotkałam, jak spędzałam czas, czego żałuję. Powiem jednak krótko: 


Był to ciekawy czas, pełen nowych wyzwań, a także zawierania znajomości (co miało związek głównie z rozpoczęciem innych studiów), ale nie czuję potrzeby przeprowadzania dogłębnej analizy tych wydarzeń. Czekają na mnie kolejne doświadczenia i to na nich wolałabym się teraz skupić. Podjęcie stażu, wakacyjne wypady oraz ostatni rok nauki na uniwersytecie - tak przedstawia się mój plan na najbliższe miesiące. Oczywiście wolny czas zamierzam też poświęcać na czytanie (dzień bez książki dniem straconym, czyż nie?), oglądanie seriali oraz sport. Tak, tak, wzrok was nie myli - SPORT. Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale już od dłuższego czasu regularnie biegam, spaceruję, pływam, jeżdżę na rowerze, a także uprawiam jogę. Jestem żywym dowodem na to, że nawet największy leń może pokochać aktywność fizyczną. Oczywiście jest to aktywność umiarkowana, amatorska, mająca na celu głównie delikatne rozruszanie mięśni i dotlenienie organizmu. Lekki wysiłek nie oznacza jednak znikomych efektów, gdyż skutki uprawiania sportu zauważyłam prawie od razu - mam więcej energii na co dzień, lepiej śpię i nie odczuwam już tych uporczywych bóli w kręgosłupie, spowodowanych bezustannym siedzeniem przed biurkiem. 


Tym pozytywnym spostrzeżeniem kończę niniejszy spontaniczny post. Co będzie dalej? Czas pokaże. A teraz niech tradycji stanie się zadość: mamy randomową notkę po rocznej nieobecności, są gify, więc czas na piosenkę. Dziś zarzucam starociami: Pixies - Where is my mind