16 lipca 2016

040. Bez pracy nie ma kołaczy.

A jednak! Poprzednia notka okazała się nie być jednorazowym wyskokiem i mój zapał do pisania nadal trwa. Co więcej, powrót tutaj nastroił mnie również na małe korekty techniczne. Po zakończeniu mojej przygody z romanistyką uznałam, że francuski cytat z nagłówka stracił nieco na aktualności. Zastąpiłam go jednym z moich ulubionych zdań z "Harry'ego Pottera". Dobra zmiana?

Po krótkim, w gruncie rzeczy niewiele znaczącym wstępie, przechodzę do motywu przewodniego tego wpisu, mianowicie pracy wakacyjnej. Dla większości młodych ludzi jest to idealna szansa na zdobycie doświadczenia zawodowego i zarobienie paru groszy, które przyjemnie jest wydawać podczas letnich podróży. Biorąc pod uwagę moje plany na wrzesień (wyjazd do Pragi), zdobycie finansów stało się dla mnie priorytetem i skłoniło do poszukiwań. Tym sposobem po raz kolejny znalazłam mało ambitną pracę w magazynie, która pozwala jednak na podreperowanie studenckiego budżetu. Ponadto nowe zajęcie stało się dla mnie idealnym treningiem przed długimi spacerami po czeskiej stolicy - codziennie robię około 15 kilometrów maszerując po hali. Przynajmniej mam pewność, że nie zasnę na nockach ;). Swoją drogą muszę przyznać, że praca 3-zmianowa potrafi być uciążliwa i wykańczająca dla organizmu, który ma problem z przyzwyczajeniem się do nowego rytmu dnia. Po mojej cerze już widać skutki nieregularnego snu i posiłków w biegu. Pomimo zmęczenia odczuwam jednak pewną satysfakcję z racji wykonywanej pracy. Mam świadomość, że sama jestem w stanie uzbierać całkiem niezłą sumkę na realizację planów. Nie mogę się już doczekać momentu, w którym ją wydam i mam nadzieję, że urlop będzie wart tych wszystkich trudów. Po powrocie czeka mnie natomiast kolejny rok zmagań z uniwersytetem. Moja miłość do języków obcych nie zmalała, gdyż od października zaczynam filologię angielską, aby następnie pójść w kierunku tłumaczeń francusko-angielskich. Obawiam się, że z powodu nowych studiów mój mózg zacznie pracować w dziwny sposób.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to jest trafne.
W każdym razie liczę na to, że UAM mnie ostatecznie nie zniszczy. Trzymajcie kciuki!

A na koniec ładne rzeczy z Eurowizji 2014 (tak, wiem, strasznie stronniczy konkurs, ale za to można od czasu do czasu trafić na takie perełki): The Common Linnets - Calm after the storm

1 lipca 2016

039. Zbłąkany student powraca.

Wiele miesięcy spędzonych na walce z pracą dyplomową potrafi człowieka zmienić. Potrafi go zmęczyć, zdołować, wyniszczyć fizycznie i psychicznie, sprawić, że zacznie głęboko zastanawiać się nad swoim życiem oraz drogą, którą obrał w wyniku jakiegoś nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. 

Jest to opis być może zbyt barwny i wyolbrzymiony, oddaje jednak w pełni moje samopoczucie w ostatnim czasie. Właśnie dlatego napisanie finalnych słów licencjatu i dostarczenie wszystkich niezbędnych dokumentów do wydziałowego dziekanatu skutkowało niczym nieograniczoną euforią, której towarzyszył odgłos wielkiego głazu spadającego z mojego serca. Był moment, gdy, przekonana o beznadziejności swojej uczelni i wszystkich ludzi z nią związanych, zwątpiłam w sukces tego przedsięwzięcia. Na szczęście wciąż tliła się we mnie niewielka iskierka nadziei, która pozwoliła mi doprowadzić sprawę do końca. Muszę przyznać, że w tej chwili coraz mniej myślę o nieprzyjemnych chwilach związanych z pisaniem i załatwianiem wszystkich formalności. Zamiast tego zaczynam w pewnym sensie odczuwać dumę z mojej pracy. Napisanie 40 sensownych stron w języku francuskim jest przecież nie lada wyzwaniem. Powrót na łono blogosfery będzie moją nagrodą za ten wysiłek. Tworzenie czegoś nowego w takich warunkach wydaje się o wiele przyjemniejsze ;). 

Mój zapał jest prawdopodobnie słomiany. Mimo to chwile spędzone na blogu, choćby było ich niewiele, uprzyjemnią mi chociaż pierwsze dni wakacji. A żeby było jeszcze milej, spędźmy ten uroczy, letni wieczór z Tomem. Tom Odell - Wrong Crowd