W słuchawkach stary hit, który od paru dni siedzi mi w głowie: Modern Talking - You Can Win If You Want
Ten melancholijny Kłapouchy na nagłówku doprowadzał mnie powoli do szaleństwa, gdyż zupełnie nie pasował do mojego aktualnego nastroju, zatem postanowiłam pobawić się trochę z wyglądem na blogu. Wydaję mi się, że wyszło całkiem nieźle, jest dość skromnie, ale ja cenię sobie prostotę. Cenię sobie także niezależność i w związku z tym ostatnio w moim życiu wydarzyło się coś niespotykanego - zaczęłam pracować. Co prawda nie jest to jakieś ambitne zajęcie, zbieranie wiśni nie należy do szczytu moich marzeń, ale pozwala na zarobienie paru groszy. W połączeniu ze zbliżającym się zbiorem jabłek pozwoli mi to na uzyskanie całkiem sporej kwoty. A pieniążki, jak powszechnie wiadomo, zawsze mogą się przydać. Zbliżają się studia, wypadałoby wybrać się na jakieś zakupy, aby w wielkim mieście prezentować się w miarę przyzwoicie. Skromna pensja pozwoli także na opłacenie wakacyjnych wyjazdów nad jezioro, czy też organizację domówek. W najbliższym czasie jednak szykuje się coś poważniejszego od jednodniowych eventów, mianowicie 4 dni w Karpaczu. Oczywiście moja miłość do Zakopanego nie uległa zmniejszeniu, jednak czasem przyda się jakaś odmiana. Wypad w Sudety jak najbardziej mi odpowiada, również ze względu na towarzystwo, z którym spędzę ten czas. Niestety, najpierw muszę zaliczyć ostatni dzień w sadzie, z którego po raz kolejny wrócę wymęczona, brudna, pogryziona przez robactwo, spalona przez słońce i pewnie wkurzona na faceta, który notorycznie zaniża mi wagę towaru. Cóż, dla wyższych celów trzeba się czasem poświęcić.
Na koniec pochwalę się, że wreszcie znalazłam butelkę Coca-Coli z moim imieniem, na którą polowałam od paru tygodni. Teraz mogę umrzeć spełniona ;)