27 lipca 2013

030. Wakacyjne newsy.

W słuchawkach stary hit, który od paru dni siedzi mi w głowie: Modern Talking - You Can Win If You Want

Ten melancholijny Kłapouchy na nagłówku doprowadzał mnie powoli do szaleństwa, gdyż zupełnie nie pasował do mojego aktualnego nastroju, zatem postanowiłam pobawić się trochę z wyglądem na blogu. Wydaję mi się, że wyszło całkiem nieźle, jest dość skromnie, ale ja cenię sobie prostotę. Cenię sobie także niezależność i w związku z tym ostatnio w moim życiu wydarzyło się coś niespotykanego - zaczęłam pracować. Co prawda nie jest to jakieś ambitne zajęcie, zbieranie wiśni nie należy do szczytu moich marzeń, ale pozwala na zarobienie paru groszy. W połączeniu ze zbliżającym się zbiorem jabłek pozwoli mi to na uzyskanie całkiem sporej kwoty. A pieniążki, jak powszechnie wiadomo, zawsze mogą się przydać. Zbliżają się studia, wypadałoby wybrać się na jakieś zakupy, aby w wielkim mieście prezentować się w miarę przyzwoicie. Skromna pensja pozwoli także na opłacenie wakacyjnych wyjazdów nad jezioro, czy też organizację domówek. W najbliższym czasie jednak szykuje się coś poważniejszego od jednodniowych eventów, mianowicie 4 dni w Karpaczu. Oczywiście moja miłość do Zakopanego nie uległa zmniejszeniu, jednak czasem przyda się jakaś odmiana. Wypad w Sudety jak najbardziej mi odpowiada, również ze względu na towarzystwo, z którym spędzę ten czas. Niestety, najpierw muszę zaliczyć ostatni dzień w sadzie, z którego po raz kolejny wrócę wymęczona, brudna, pogryziona przez robactwo, spalona przez słońce i pewnie wkurzona na faceta, który notorycznie zaniża mi wagę towaru. Cóż, dla wyższych celów trzeba się czasem poświęcić.

Na koniec pochwalę się, że wreszcie znalazłam butelkę Coca-Coli z moim imieniem, na którą polowałam od paru tygodni. Teraz mogę umrzeć spełniona ;)

13 lipca 2013

029. Je suis étudiante.

Całkiem sporo czasu upłynęło od mojego ostatniego postu. Ponad miesiąc totalnego zlewu na blogowy świat - oj, nieładnie Flores, wstydź się. Mam na tę sytuację tylko jedno, banalne usprawiedliwienie. Mianowicie przez cały ten czas nie wydarzyło się nic, co zainspirowałoby mnie do pisania. Co dziwne, ostatnie tygodnie nie były w najmniejszym stopniu normalne i powinnam chodzić z głową pełną pomysłów na notki, ale tak się nie stało. Aż do wczoraj. Wczoraj bowiem ujrzałam tak długo wyczekiwany komunikat, który brzmiał: ZAKWALIFIKOWANY NA STUDIA. Moja reakcja była mniej więcej taka:

Co więcej, tę wiadomość zobaczyłam w potrójnej ilości, gdyż dostałam się na wszystkie interesujące mnie kierunki. Ze wspomnianej trójki wyłoniłam zwycięzcę, którym jest filologia romańska. Wygląda na to, że już od października będę parlać po francusku. Przyznam szczerze, że ta wizja bardzo mi się podoba i napawa mnie niesamowitym optymizmem. Życie towarzyskie, choć początkowo naznaczone wieloma trudnościami, również zaczyna układać się coraz lepiej. Czyżby wreszcie miało przyjść słońce, które odgoni ciążące ostatnio nade mną chmury?

Tymczasem pora skupić się na wakacjach, które zamierzam w pełni wykorzystać, zanim doświadczę ciężkiego, studenckiego życia. Au revoir.

+ coś dla ucha. Myslovitz - Alexander