Ferie dobra rzecz, ale wszyscy wiemy, że słodkie lenistwo nie może trwać wiecznie, zatem wczoraj musiałam powrócić do szarej, szkolnej rzeczywistości. Przydałoby się kilka słów podsumowania dla tych dwóch tygodni. Chyba mogę je uznać za udane, ponieważ były dużo przyjemniejsze, niż się spodziewałam. W kwestii życia towarzyskiego wszystko wróciło do normy (no, prawie wszystko, bracie). Ponadto mogę być z siebie dumna - zrealizowałam większość celów wyznaczonych na wolne dni. Dużo czytałam, zaczęłam pisać prezentację maturalną, oglądałam wiadomości, żeby być na bieżąco z sytuacją w państwie. Oczywiście były też momenty, które spędziłam przed komputerem, kiedy to "niszczyłam" znajomych w SongPopie na fejsbuku. Znalazłam czas zarówno na przyjemności, jak i na bardziej ambitne zajęcia, co mnie bardzo cieszy. Jedynie matematyka pozostała nietknięta, ale kto by tam się przejmował stereometrią. Krótko mówiąc był to bardzo ciekawie spędzony okres, a zatem dość niechętnie wybrałam się znów na lekcje. Na szczęście ten tydzień zapowiada się jeszcze w miarę przyzwoicie, gdyż w piątek odbędzie się długo oczekiwana przeze mnie studniówka. Myślę, że zarówno główna impreza, jak i after party (a może zwłaszcza ono) zostaną mi w pamięci na długo. Obawiam się jedynie poloneza, do którego mieliśmy dotychczas jedynie dwie próby. No ale cóż, jak szaleć, to szaleć, studniówkę ma się raz w życiu.
Właśnie znielubiłam zimę. W sumie nie, cofam to. Znielubiłam roztopy. Właściwie to też cofam, ja nigdy ich nie lubiłam. Dzisiaj po prostu przypomniałam sobie, dlaczego. Karny kutas dla kierowcy-palanta, dzięki któremu cała woda z kałuży wylądowała na mojej kurtce.
Może głównie ze względu na intro, ale zauroczyła mnie ta piosenka, choć to zupełnie nie moje klimaty.