9 września 2013

032. Ostatnie dni wolności.

Ponad cztery miesiące - wydaje się, że to całkiem sporo czasu, a tymczasem najdłuższe wakacje w moim życiu minęły mi cholernie szybko. Mamy wrzesień, lada chwila rozpocznie się październik, a wraz z nim moje studenckie życie stanie się faktem. Czekają mnie egzaminy, całe dnie spędzane na uczelni, generalnie jeden wielki zapierdol, ale chyba nie będzie aż tak źle, prawda?
Mówi się, że optymiści żyją dłużej, także nie dajmy się zwariować, te wszystkie straszne rzeczy, które mówią o studentach, muszą być nieprawdą. O tym jednak przyjdzie mi przekonać się na własnej skórze już niedługo. 

Chwilowo mam na głowie poważniejsze zmartwienie. Babcia, wspaniała gospodyni domowa, kobieta, która codziennie troszczy się o to, by rodzinka nie chodziła głodna, wyjeżdża na miesiąc na rehabilitację. W związku z tym, że rodzice pracują, babcine obowiązki spadają na najmłodszą kobietę w tym domu, czyli na mnie. Biorąc pod uwagę fakt, że mam właściwie zerowe doświadczenie w kuchni, ten krok wydaje się co najmniej nierozsądny. Bo czyż mamy pewność, że przez moją wrodzoną niezdarność nie puszczę chałupy z dymem? Niestety nie mamy. Próbowałam wymyślić sposób, by ułatwić sobie to odpowiedzialne zadanie, jakim jest karmienie innych. Ostatecznie przecież moglibyśmy przez miesiąc jadać jakieś dania z makaronem, czy ryżem + zupy, bo z tym akurat jakoś sobie poradzę. Niestety, przeszkodą dla mnie jest dziadek - zwolennik tradycyjnej polskiej kuchni, którego ciężko przekonać do czegoś takiego, jak ryż z kupnym sosem. Wygląda na to, że przyjdzie mi zmierzyć się z bardziej wymagającymi potrawami. Mam nadzieję, że gdy babcia wróci dom nadal będzie stał na swoim miejscu, a ja zachowam wszystkie palce. Trzymajcie kciuki!