10 maja 2017

047. Mniej znaczy więcej.

Taka ze mnie poliglotka
Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że ilość przedmiotów, które posiadam, jest doprawdy niepokojąca. Męczyło mnie to na tyle, że od kilku tygodni dość poważnie interesuję się tematem minimalizmu. Zaczęło się od oglądania francuskich i angielskich vlogów o zdrowym stylu życia, czym poniekąd połączyłam przyjemne z pożytecznym. Dalej wszystko zadziało się już szybko. Mówiąc krótko, minimalizm to styl życia opierający się na prostocie i oczyszczaniu otoczenia, w którym żyjemy. Przez "oczyszczanie" rozumiem pozbywanie się tego, co nas przytłacza lub czego już z różnych przyczyn dłużej nie potrzebujemy. Taką, bądź co bądź, sporą zmianę, można zainicjować w wielu aspektach naszego życia. W rezultacie minimaliści uwalniają się od za dużych i za małych ubrań, od dodatków, które nie odpowiadają ich obecnemu stylowi, od nadmiaru kosmetyków, od niemodnej biżuterii, od starych, często zniszczonych mebli, a także od niektórych produktów spożywczych, które w ich diecie przynoszą więcej szkody, niż pożytku. Oczywiście, możemy pozbywać się również rzeczy bardziej abstrakcyjnych, jakimi są chociażby złe nawyki i tendencje. To, co w minimalizmie przekonuje mnie najbardziej, to brak bezwzględnych reguł, którym każdy musi się podporządkować. Wszystko opiera się raczej na wskazówkach, z których możemy do woli korzystać i dostosować do naszego życia według własnego widzimisię. Sami nadajemy tempo zmianom i decydujemy, na których elementach chcemy się skupić, a które są dla nas zupełnie nieistotne. W moim przypadku wszystko odbywa się wolnymi krokami. Nie chciałabym organizować rewolucji, podczas której wyrzucę 90% posiadanych rzeczy i jednym, szybkim ruchem odetnę się od zgubnych przyzwyczajeń, jakich nabawiłam się przez 23 lata. Z doświadczenia wiem, że tego typu nagłe, zbyt drastyczne zmiany rzadko przekształcają się w rutynę, a raczej powodują szybkie zniechęcenie, stres i ostatecznie porzucenie wcześniejszych planów. W związku z powyższym postanowiłam przeprowadzić wspominany proces stopniowo. Od dłuższego czasu pozbywam się z mojego pokoju różnych przedmiotów. Stare, niepasujące już ubrania oddaję młodszym kuzynkom, podobnie rzecz się ma z kolorową biżuterią oraz niektórymi maskotkami. Zaczęłam też częściowo sprzedawać moje książki, gdyż zrozumiałam, że wielu z nich na pewno nie przeczytam ponownie i nie łączy mnie z nimi żadna emocjonalna więź. Spore wyzwanie miałam z porządkowaniem kosmetyków - w szafce znalazłam 7 (!) otwartych kremów do rąk, parę szamponów, balsamów i tony lakierów do paznokci. Do tej pory nie byłam świadoma posiadania tego wszystkiego, nie wspominając już o faktycznym używaniu tych produktów. Po doznanym szoku opróżniłam szafę z 1/3 jej zawartości i wierzcie, lub nie, ale od razu poczułam się lżej. Akcja "oczyszczanie" jeszcze się nie zakończyła, ale ja już jestem dumna z jej rezultatów. Myślę, że w świecie, gdzie konsumpcja i pieniądz grają pierwsze skrzypce, liczy się nawet niewielka zmiana i przede wszystkim świadomość problemu. Jeśli chodzi o dalsze wprowadzanie w życie minimalistycznych założeń, najtrudniejsza część jest niestety dopiero przede mną. Mowa o zmianach w odżywianiu. Ten dość szeroki temat zostawiam jednak na inny post. 

A wy, zastanawiałyście się kiedyś nad ilością posiadanych przedmiotów? A może również chciałyście wprowadzić zmiany w tej kwestii? Jak wam poszło? ;)

15 komentarzy:

  1. Ja nie muszę niczego wyrzucać, bo mam za mało :D

    Tak serio - mimo 23 lat, pasują na mnie ubrania z gimnazjum. Więc w moim wypadku nie ma czegoś takiego jak za małe ubrania. Ale niektórych się pozbyłam (jakoś przestał mi się podobać czarny polar w fioletowe serca, albo spódniczka bombka w szkocką kratę...).

    Tak na prawdę niczego nie mam za dużo, bo po prostu nie mam tego gdzie trzymać. Kawalerka ogranicza możliwość znoszenia do mieszkania nowych rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Któż z nas nie posiadał kiedyś spódniczki bombki... ;)

      Jak widać mały metraż również ma swoje plusy :D

      Usuń
  2. Zaczęłam taką zabawę w 4 klasie podstawówki, kiedy stwierdziłam, że to wstyd dalej mieć zabawki. Prawie wszystkie wyrzuciłam lub oddałam, ograniczając się jedynie do ulubionych przedmiotów, typu klocki lego - a i te po jakimś czasie sprzedałam. Wiele ubrań oddałam do domu dziecka.

    Nigdy nie miałam problemów z wyrzucaniem - może bałam się, że będę jak moja mama, która bardo mało wyrzuca, bo 'może się kiedyś przyda'. Nie, skoro nie używałaś czegoś od dwóch lat, to uwierz - nie przyda się. Ja na szczęście szybko to zrozumiałam. Generalnie minimalizm to super sprawa, problem zaczyna się, gdy znajomi/rodzice pytają mnie, co chcę dostać na urodziny XD Aczkolwiek do mnie bardziej przemawia optymalizacja, minimalizm to już dla mnie ekstrema. Baaaardzo fajny post napisała o tym Ryfka z bloga Szafa Sztywniary, polecam, jak będziesz miała chwilkę to sobie ogarnij :) http://szafasztywniary.blogspot.com/2017/05/optymalizacja-wedug-ryfki-wyrzucanie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę takiego podejścia do wyrzucania, ja dopiero w sobie wyrabiam dobre nawyki, bo niektórych rzeczy po prostu nie potrafię się pozbyć. Na szczęście nie jestem aż taką chomikarą jak reszta rodziny :D Swoją drogą dziękuję za polecenie bloga Ryfki, przeczytałam post o optymalizacji i mam ochotę się pod nim podpisać nogami i rękami, świetnie to ujęła ;)

      Usuń
    2. Nie chodzi o to, żeby wyrzucać WSZYSTKO. Chodzi o to, by wyrzucać rzeczy, których nie używałaś już bardzo długo. Ja dzisiaj w szafie znalazłam dwie rzeczy, których rok temu nie wyrzuciłam, bo nie byłam na to gotowa - dzisiaj zrobiłam to bez mrugnięcia. Czasem jest tak, że wiesz, że czegoś nie potrzebujesz, nie podoba Ci się, wręcz NIE CHCESZ tego mieć - a jednak trzymasz i nie umiesz wyrzucić. Wtedy trzeba zostawić na następny raz. Do wyrzucania często się po prostu dojrzewa :D O tym zresztą napisała Ryfka :D

      Usuń
  3. Czasami mam wrażenie, że posiadam wiele zbędnych rzeczy. Potem jednak uświadamiam sobie, że mam do nich wielki sentyment i jak ja mam się niby tego pozbyć?
    Czasami jednak mam dni, kiedy myślę, że mam ich aż za mało. Że może czas na zmianę, na nowe zakupy.
    W końcu zostaję na tym, że nic nie kupuje ani nic nie wyrzucam.
    Zabawki i małe rzeczy to dla mnie nie problem, bo mam młodsze siostry, więc wszystko poszło do nich. Jednak z innymi rzeczami wciąż mam dylemat.
    Mam nadzieję, jednak, że w końcu ogarnę ten chaos w głowie i podejmę jakąś konkretną decyzję :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten problem, też mam sentyment do wielu rzeczy i chyba po prostu nie będę w stanie ich wyrzucić :D Powodzenia w podejmowaniu decyzji, również pozdrawiam!

      Usuń
  4. przeżyłam mega-wielki szok podczas przeprowadzki do nowego mieszkania. dopiero wtedy do mnie dotarło ile mamy... rzeczy. bo tak na dobrą sprawę nie jest to nic konkretnego. po prostu rzeczy. błędem było to, że kiedy te rzeczy zostały zwiezione "na nowe", to ja je wepchnęłam do szaf. mogłam to jakoś posortować, ale chyba mi mocy zabrakło po tym rabanie, a w trakcie nie było czasu - tylko hyc i do kartonu.
    mam taką wizję na te wakacje - akcja "uwolnienie szafy". mam nadzieję, że nie rzucam się z motyką na słońce, bo jak sobie przypomnę ilość tych pudeł to mi się przykro robi XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprowadzka to chyba najlepszy moment na przejrzenie posiadanych rzeczy i zrobienie z nimi porządku. Powodzenia z "uwalnianiem szafy", to wygląda na spore wyzwanie :D

      Usuń
  5. Człowiek czasami nie jest świadom ile chomikuje, bo "może się przyda", choć ono nigdy nie nadchodzi. Ja co jakiś czas robię oczyszczanie, chociaż niektóre rzeczy są u mnie z sentymentu. Staram się nad tym panować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że jesteś świadoma i przynajmniej starasz się coś robić w kierunku pozbywania się zbędnych rzeczy :)

      Usuń
  6. Hello sweetie;)

    I enjoy reading your blogpost- very nice ;)
    Hugs to you from Germany
    Isa

    www.label-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. I totally agree with you!
    I wrote similar blog posts.
    The less is more, definitely! :)

    Kathy's delight I Instagram I Facebook

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z ilości rzeczy, które posiadam dopóki się nie przeprowadzałam. A z racji, że przeprowadziłam się do innego kraju więc nie mogłam tego wszystkiego zabrać ze sobą i musiałam skorzystać z usług przewoźników. Wtedy dotarło do mnie że tego wszystkiego jest ZA DUŻO :D ale tak to jest jak człowiek wiecznie sobie powtarza "to się przyda, tamto się przyda" a w rezultacie i tak nigdy się nie przydaje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprowadzka to idealny moment, żeby ten ogrom rzeczy dostrzec i uprzątnąć :D większość z nich naprawdę NIGDY się nie przyda, ale jakoś ciężko nam to dostrzec ;)

      Usuń