Kobieta - urodzona kucharka, znawczyni sztuczek, pozwalających utrzymać przestrzeń w czystości, postać odpowiedzialna za stworzenie domowego ogniska. Jest to portret nieco stereotypowy, jednak nadal widoczny w większości polskich rodzin. Mieszkając poza domem w okresie mojej wakacyjnej pracy, byłam zmuszona się z tym wyobrażeniem zmierzyć. Na 5 tygodni miałam przeistoczyć się z leniwej studentki w gospodynię domową z prawdziwego zdarzenia. Co wynikło z tej metamorfozy? Cóż, zgodnie z tytułem posta, nie wszystko poszło tak, jak sobie wymarzyłam. Zupełnie niedoświadczona, rzucona na głęboką wodę - sprzątanie i gotowanie na pełen etat - boleśnie zderzyłam się z rzeczywistością. Cholerka, to wcale nie jest takie proste! Smród spalenizny towarzyszył mi w kuchni nie raz, wszystkie blaty pokryte zostały solidną porcją sosu pomidorowego, a zmywanie po posiłkach nie szło tak łatwo i przyjemnie, jak mogłoby się wydawać. Przyznam, że gdyby nie mój chłopak (nota bene mieszkający w Poznaniu od 2 lat, zatem nieco bardziej ogarnięty), który ochoczo pomagał w tych kuchennych wyczynach, pewnie zginęlibyśmy marnie. Moje ego mocno ucierpiało przez tę sytuację (toż to hańba - baba, która nie gotuje?!) i kolejne drobne niepowodzenia wywoływały u mnie ogromny zawód. Oczywiście, nie zawsze było tak tragicznie, większość obiadów była jadalna i nawet całkiem smaczna ;). Pewnie spoglądając na to z większym dystansem mogłabym śmiało stwierdzić, że jako przyszła żona i gospodyni poradziłam sobie dość przyzwoicie. Niestety, nie potrafię być obiektywna i wciąż mam wrażenie, że spaprałam sprawę udowadniając, że w gruncie rzeczy nie nadaję się do prac domowych. Przy okazji klnę w duchu na nadopiekuńczość mojej rodziny - całe życie nie dopuszczali mnie do kuchni i wyręczali w obowiązkach to teraz mają, wyrosła ciamajda! Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że dam radę szybko nadrobić wszystkie zaległości i przy odrobinie praktyki zdołam zostać prawdziwą panią domu - jeśli nie perfekcyjną, to przynajmniej zadowalającą :).
Tak sobie nucę od paru dni i w sumie stwierdzam, że fajne. Hozier - Someone new
Hahaha ja miałam dokładnie to samo xD Byłam totalnym niewypałem jako gospodyni domowa, dlatego, że nigdy nie musiałam nic robić w domu. To się zmieniło dopiero, jak wyprowadziłam się z domu na studia. Sztukę kulinarną zaczęłam doskonalić jednak dopiero na obecnych wakacjach :D I muszę przyznać, że idzie mi całkiem nieźle... i jest fajne!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Hoziera, tę piosenkę również <3
Liczę na to, że ja też się stopniowo zacznę udoskonalać, w końcu trening czyni mistrza :D
UsuńJetsem pewna, że szybko opanujesz sztukę ogarniania kuchni... :D
OdpowiedzUsuńJa jeszcze studia mam przed sobą, ale myślę, że kulinarnie je przetrwam, bo pomagam mamie w kuchni od gimnazjum, czasami musiałam sama robić obiady, gdy wracałam wcześniej od mamy. No i podobno mam naturalny talent do pierogów :P Ale nie lubię gotowować, teraz tylko piekę ciastka i babeczki, które lubię. Gdy już muszę coś zrobić w kuchni, uważam to za przykry obowiązek, i nie mam ambicji być panią domu, na mrożonej pizzy i pierogach też da się żyć :D
pozdrawiam
Obyś miała rację, na pewno będę trenować! I u mnie wręcz odwrotnie - choć talentu nie widać, całe to kuchenne zamieszanie zaczyna mi się podobać :D.
UsuńCóż, nasze rodziny chyba mają podobne upodobania. Z reguły także nie jestem poduszczana do kuchni, lecz ostatnio robiłam naleśniki - mój facet mi pokazał i dalej sama robiłam . Jednak muszę powiedzieć, że masz odwagę, ja bym się nie pchała do takiej pracy! Gotować aż tak dobrze nie potrafię - wiele przede mną do nauki, a zmywać nienawidzę!
OdpowiedzUsuńA KFADRAT PRYWATNIE.
A broń Boże, to nie w pracy miałam takie obowiązki, po prostu musiałam gotować i sprzątać samodzielnie w mieszkaniu :D Swoją drogą naleśniki też umiem robić dzięki facetowi, oni to jednak mają naturalny talent do kuchni!
UsuńI wiadomo kogo miejsce jest w kuchni, co? :D
UsuńA KFADRAT PRYWATNIE.
Dokładnie, niech tam siedzą i kucharzą :3
UsuńHahah. :)))
UsuńWidać, że moja imienniczka!
A KFADRAT PRYWATNIE.
Te Klaudie się mnożą ostatnio, co chwilę jakąś poznaję :D
UsuńMnie przeraża ta ilość obowiązków, z jaką będę musiała się zmierzyć, gdy już zamieszkam sama. Nawet planowałam zrobić sobie w te wakacje taki tydzień, w którym sama gotuję w pełni każdy posiłek i sprzątam całe mieszkanie, jednak muszę przyznać że też nie wyszło tak jak chciałam :) Jednak zaległości zawsze można nadrobić, ja też mimo niepowodzeń się postaram, bo to już najwyższa pora, skoro w przyszłości nie chcę zginąć marnie z brudu i głodu :D
OdpowiedzUsuńJak to mówią - na naukę nigdy nie jest za późno i chyba warto się tego trzymać :).
UsuńZe względu na niepełnosprawność i ograniczenia fizyczne nie urzęduję często w kuchni. Jednak zawsze miałam słabość do do gotowania właśnie, więc kibicuję wszystkim adeptom tej sztuki :) Moje spaghetti a'la leczo położyło przed laty wszystkich na łopatki zresztą xD
OdpowiedzUsuńGłowa do góry, trening czyni mistrza!
Spaghetti a'la leczo brzmi dziwnie i niecodziennie, ale jednocześnie mam cholerną ochotę, żeby spróbować :D
UsuńBrzmi odlotowo, ale smakuje... Tak, że odradzam :P
UsuńHaha, okej, to nie będę ryzykować :D
UsuńSłusznie! Jedna z moich większych porażek...
UsuńJa w ogóle nie umiem gotować ani nic, ale lubię sprzątać i robię to serio z przyjemnością, szczególnie, kiedy jestem zestresowana. Na szczęście moi znajomi i przyjaciele są świetnymi kucharzami i razem sobie radzimy, mimo że każdy z nas mieszka sam, to organizujemy dla siebie nawzajem obiady i inne żarcie, co by żadne z nas nie umarło z głodu :D
OdpowiedzUsuńDobry patent, takie wzajemne pomaganie dla wspólnej korzyści :D A przy okazji - też sprzątam, gdy się stresuję, dobrze jest zająć czymś myśli.
UsuńDokładnie! ;) Zawsze się ze mnie śmieją, że przychodzi sesja, to mam pięknie wysprzątane mieszkanie :D
UsuńHahaha, tak! Bo wszystko jest ciekawsze od notatek <3
UsuńTym bardziej, że ja nigdy ich nie mam :D
Usuńtak sobie czytam i pierwsze, co mi się nasuwa.. nie bądź dla siebie zbyt surowa! W dzisiejszych czasach każdy żyje pod presją, a to szefa, a to rodziny.. Po co jeszcze sobie samej dokładać? Pewnie, że warto się samorealizować, ale jak to mówią "im bardziej się starasz i spinasz, tym większa szansa, że coś się nie uda"
OdpowiedzUsuńChyba coś w tym jest, na luzie wszystko wychodzi najlepiej! :)
UsuńŻyciowe ;D U mnie prace domowe wołały o pomstę do nieba. Zmieniło się przy wyprowadzce z domu :)
OdpowiedzUsuńLiczę, że u mnie też tak będzie i tylko ten początek był taki trudny :D
UsuńZawsze najtrudniejszy jest pierwszy krok! ;D
UsuńOdezwij się do mnie na maila: botaklubieijuz@gmail.com
OdpowiedzUsuńJa od czterech lat jestem mężatką i nadal czasem coś przypalę.... Nie ma co przyzwyczjać chłopa do idealnych dań ;)
OdpowiedzUsuńHaha, święta prawda!
Usuń