Jak może zasugerować tytuł, dzisiejszy wpis będzie pełen narzekania na to, ile pracy i poświęconego czasu wymagają od człowieka studia. Siedzę już w tym "biznesie" od 4 lat, a jednak sesja egzaminacyjna zaskakuje mnie za każdym razem. W chwili obecnej jestem na etapie ogólnych przygotowań i organizowania materiałów. Przez dłuższy czas wmawiałam sobie, że wczesne rozpoczęcie pracy i stopniowe opracowywanie wszystkich zagadnień sprawi, że sama nauka okaże się łatwiejsza i mniej stresująca. Niestety, ogrom kserówek i multimedialnych materiałów zdążył mnie już przytłoczyć i pozbawił złudzeń na spokojne przebrnięcie przez ten trudny okres. Całe to zamieszanie przyczyniło się oczywiście do zmniejszenia mojej aktywności w blogosferze. Większość wolnych chwil poświęcam teraz filologii angielskiej i prawie każde popołudnie spędzam mniej więcej tak:
![]() |
Bynajmniej nie surfuję po serwisach społecznościowych. |
Oczywiście, znajduję również czas na drobne przyjemności, jak wyjścia ze znajomymi na miasto - w końcu piwo samo się nie wypije, a Piraci z Karaibów sami się nie obejrzą. Niestety, na taki luksus mogę sobie pozwolić bardzo rzadko, zarówno ze względu na brak czasu, jak i funduszy. W związku z drobnymi ograniczeniami finansowymi, wkrótce do mojego planu dnia dojdą kolejne obowiązki. Mam na myśli przeszukiwanie ogłoszeń, wysyłanie CV i chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne, celem znalezienia jakiejś sensownej pracy na lato. Marzeniem byłaby ciepła posadka związana z językami obcymi, jednak zdrowy rozsądek podpowiada mi, że o takie cuda w Polsce nie jest łatwo. Cóż, zawodowe ambicje będę musiała odłożyć na bok i skupić się na szukaniu zajęcia, które zapewni mi jako taką stabilność finansową na najbliższe miesiące. Czy przekonanie, że uda mi się ten plan zrealizować, to przejaw skrajnego optymizmu?
Chwila przyjemności właśnie dobiega końca. Literaturo angielska, nadchodzę!